niedziela, 4 września 2016

Toruń moje miasto.

Teraz jest ta cudowna luka w sezonie,
Kiedy Toruń niemieckim turystą się nie ściele,
A w studentach miasto jeszcze nie tonie
I można iść na spacer z przyjacielem.

„Spacer” w cudzysłowie bo użyjemy polo,
(Mimo, że od września są bilety czasowe).
Chyba, że są tacy co pieszo obejść wolą,
Ale do tego potrzebne są buty milowe.

Biorę Cię na wycieczkę i parking testuję
W strefie A, bo zaczynamy podróż od Starówki.
Mam nadzieję, że dobrze tutaj się poczujesz;
Kupisz smoka na sznurku, miecz i pocztówki.

Nie bierzemy przewodnika (choć jest taki jeden,
Co ma sto lat pracy w zawodzie i chwała jemu!
Nawijkę ma lepszą niż Małpa czy Tede),
Ale pozwól, że my pójdziemy po swojemu.

Chwyć mnie za rękę i nie zerkaj niżej nóg,
Patrz w górę podziwiając piękne kamienice,
A jak się potkniesz to przynajmniej o porządny bruk,
Który skrywa niejedną średniowieczną tajemnicę.

Przed nami pomnik Kopernika - panicza,
Co trzyma astrolabium i szata mu zwisa,
Ale nas ponosi na lody do Lenkiewicza,
Gdzie dają gałki wielkości piłki do tenisa.

Możemy wejść do Doppio jeśli ci mało.
(Lokalna świątynia lodów naturalnych)
Żebyś poczuł, żeś jest w Toruniu i wszystko grało,
Polecam te o smaku wafli teatralnych...

Chwyć tę pyszność w rękę, idziemy w trasę.
Jeśli masz lęk wysokości to odmawiaj pacierze,
Bo zapraszam cię (bilet za niewielką kasę)
Na punkt widokowy – ratuszową wieżę.

Spójrz w niebo, lecz zaraz daj głowę niżej;
Widać rzekę, Rubinkowo oraz lewy brzeg,
Ogródki na tarasach kamienic tych bliżej.
Schodzimy na dół, wrzucamy drugi bieg.

Za rogiem pierniki, do których Polska wzdycha.
W pudełku w kształcie Krzywej Wieży lub Ratusza.
A nuta porzeczkowa? Mmmm ale pycha!
Zgłodniałeś? Na ulicę Kebabową wyruszaj.

Hyc w stronę Rynku Nowomiejskiego,
Z lewej eNeRDe (sie ma, chłopaki!)
Ta szafa to fasada Baja Pomorskiego
A my w dół na bulwar, gdzie beton i krzaki.

Tu doskonale widać Królową Rzek,
Barkę na której buja i krzyżackie mury,
A także jakże przyjazny drugi brzeg.
Dosyć łażenia, wracamy do fury.

Trafimy na Barbarkę, (a że nie ma wakacji,
To oczy odpoczną i szare komórki przewietrzą).
W kontakcie z Naturą jest tu mnóstwo atrakcji
I do dziś nie wiem która z nich jest tą najlepszą?

Póki silnik nie wystygł, a mam jeszcze wenę,
Pokażę zachodni Toruń – motoryzacyjną mekkę:
Tor kartingowy, do rallycrossu i Motoarenę
Będąc tutaj, zawsze noga jedna z drugą mięknie.

Zawiesiłam się myśląc o tym co się tu dzieje,
Warkot silników, zapach spalin, widok tych panów…
A że nie byłoby cię tutaj gdybyś nie był przyjacielem,
To zaprezentuję jeszcze ostatni punkt programu.

Bo tam hen za mostem, gdzie dworzec PKP stoi,
Musimy skręcić w lewo i wjechać w Majdany
Widok staromiejskiej panoramy serce me koi,
Dlatego lewa strona Wisły jest lepsza, Kochany!





środa, 20 kwietnia 2016

"Wszystko bez pieniędzy to ...."

Pieniądze szczęścia nie dają. Sraty pierdaty. Oszczędzanie też nie, ale dzięki niemu są pieniądze. Polecam oszczędzać na czymś, czego się nie ma po to, żeby mieć coś innego. Przeczytajcie w jaki sposób :)


Powiedziano mi dziś, że jestem lekkoduchem,
Że w nosie zamiast much mam jedną wielką muchę.
A w głowie fiu bździu. I że jestem lujem.
I że kupuję rzeczy, których nie potrzebuję

Za pieniądze których nie mam. (To akurat prawda).
I tak słucham sobie tych oszczerstw. Ja – Głos Magda.
A może mają rację? Włączam awanturnictwo.
Bo że biedna owszem, lecz bogate mam słownictwo.

Co ja mogę, że choć ponoć nadaję się na żonę,
Bardziej niż z Tym Jedynym, jestem zżyta z iPhone`m?
Że mam lansiarskie oprawki bo niedowidzę na oko,
Że na razie jeżdżę polo, lecz planuję scirocco?

Mimo, że jestem rocznik z końcówką eighty eight,
Bardziej niż rodzina, marzy mi się Kitchen Aid.
A radość każdego miesiąca (i to wielką!)
Sprawia mi nowe ze sportowymi butami pudełko.

Ktoś by powiedział: „i gdzie tutaj nędza?!”
Ba! Zaraz opowiem Ci na czym oszczędzam :)
Wyciskam sok z żywych jabłek (naprawdę! bez kitu!)
Zamiast kupować codziennie ten drogi z Marwitu.

W Marche na wagę zamiast pół kilo kapusty,
Biorę zupę za czwórkę jako symbol rozpusty.
I też nie codziennie, a raczej od święta,
Bo z reguły o kanapkach z pasztetem pamiętam.

Księdzu na sumie nie wrzucam pięciu dych,
W klubie piję ciecz z kranu, nie zamawiam łych.
W takim układzie zamiast wracać taksówką,
Do domu transportuję się własną polówką.

Kąpię się rzadko, bo woda też droga.
Trzaskam trasy rowerem, że olaboga!
Właśnie! Za rok i to nim przyjdzie lato
Za oszczędności nabędę Electrę siodłatą.

Chusteczki jednorazowe to strata pieniądza.
Połykam katar. Jeśli o skąpstwo mnie posądzasz,
Używam jednej tak długo aż się rozpuści.
Ciało zamiast balsamem, można smalcem natłuścić.

Nie częstuję nigdy swym pokarmem dokoła;
Wypatruję za to innych wzrokiem sokoła.
Uśmiecham się i mówię „weeeź daj jednego!”
A gdy ktoś mi nie daje, to przestaje być kolegą.

Wiadomo nie od dziś, że najlepsze są cudzesy.
Palą się bez żalu.. mmm… delikatesy!
Piszczę z radości jak kogoś stać, żeby stawiać.
Nie wypada z grzeczności takiemu odmawiać.

Kradzione nie tuczy, dlatego mało ważę.
Ziemniaki zamiast w Almie, kupuję na bazarze.
Tu grosik jestem winna, tam znowu i super!
Naciułam tych groszy aż zbierze się kufer.

Lecz najwięcej oszczędzam hamując przed radarem,
Unikam mandatów oszałamiając swym czarem.
I dzięki temu mam 300 złotych w suchym
Na dwudzestą parę sneakersów! (to takie buty).

poniedziałek, 15 lutego 2016

po-D(n)IETA

Od Nowego Roku miał być szlus. Nie było. Po drodze blue monday - też nie pomógł w rezygnacji ze słodyczy (tak samo jak A, M i R, którzy jak nie drożdżówką, to ciasteczkami umilali dzień w pracy). Fat Thursday w ogóle kaplica. Liczyłam na Walentynki, ale weź zrezygnuj z pitnej czekolady z bitą śmietaną i malinami spod ręki przystojnego Mistrza Kuchni ;)
Ale wróciłam do domu, mam tu swoją Wasę i Almette, wszelkie Pokusy (niestety) poza Toruniem. Zaciskam pięści i żalę się wszystkim:

W tłusty czwartek cukiernie miały żniwa,
więc teraz właściciele obchodzą dożynki.
Ja też już któryś dzień zdrowo się odżywiam
i również dożynam - "skalpelem" do odcinki.

Postanowiłam, że w poście schudnę
I będę miała sylwetkę jak passat.
To nie może być takie trudne;
Wystarczy wdrożyć kilka zasad:

Smalec zastąpię olejem lnianym,
Nad łóżkiem powieszę: "keep calm and fight!"
Każdy poranek będzie udany,
Bo zacznę go twarożkiem light.

Odstąpię od masła czy innej Palmy,
A za połowę z każdej wypłaty
Będę waliła szpagaty do Almy,
By wydać ją na tonę sałaty.

Kupię też szpinak, wymieszam z jarmużem,
Zrobię z nich koktajl i zjem czarnuszkę.
Podzielę na porcje: 5 dziennie, nieduże
(Wciąż pamiętając o frazie nad łóżkiem).

Co tam, że zgaga, wzdęcia, wysypka...
Brak mięsa we krwi i organizm słaby?
Ja chcę być fit, zgrabna i gibka.
Już nigdy więcej nie zjem czekolady?!

Po tygodniu stwierdzę, ze z diety nic
Jak już tych roślin mnóstwo się nachapię.
Bo bez roszponki można jakoś żyć,
A bez słodyczy? Sorry. Nie potrafię.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

4x4 żywioły

Napisałam piosenkę o żywiołach, ale mam tylko słowa, bo nie mam instrumentu ani do instrumentów talentu. W pierwszej zwrotce jest o wodzie, potem refren, potem o ziemi, potem refren, później o powietrzu, potem referen, a na końcu o ogniu i już bez refrenu. :)

*wskazówka: słowa typu "drumbasów" czytamy tak jak napisałam.
Śpiewajcie! :)


W kalendarzu chińskim jestem Smokiem, choć na co dzień czuję się wołem,
Z podbitym okiem, złamanym kręgosłupem, pochylonym czołem,
Ale idącym pod prąd, lecz w zgodzie z żywiołem.
Niejednym. Są ich cztery, choć czuję, że nawet czasami więcej?

Jednym z nich jest woda, która codziennie obmywa moje ręce.
Mawiał Heraklit „panta rhei” – i ja się z nim zgadzam,
Wszystko płynie, cały ten syf a w nim my - brudni jak sadza.
Pomyśl: obojętnie co cię brudzi, pozwól sobie być i żyć.
A plamę na honorze, słowem "przepraszam” postaraj się zmyć.

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Toruń, Gdynia, Gdańsk  – czy to moja obiecana ziemia?
Nikt nic nie obiecał, czas pokaże, jednej odpowiedzi nie ma.
Wystarczy odrobina zrozumienia. Mam otwarte oczy,
Bardziej niż na bogatym zachodzie, wolę znaleźć się na północy.
I tam kroczyć. Choć czuję, jak ucieka mi ona spod stóp,
Myślę: „leć do przodu, nie myśl dużo, lepiej rób”

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Innym razem siedzę w fotelu, przejeżdżam kolejne kilometry,
Raczej spokojnie, choć czasem z kwitkiem od policji, byle do mety.
Otwieram okno, zanieczyszczeniami się napajam,
Zanieczyszczam swoje płuca Lucky Strike`m od zeszłego maja.
Potem wyskakuję na osiedle, wciągając białe reeboki.
Powiesz, że horyzont jest daleko? Dla mnie on po prostu jest szeroki.

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Nie śledzę Eurosportu (nawet nie wiem czy mam ten kanał)
Gdyby ktoś usłyszał „wygrali w czwartej tercji” to by się załamał.
Nie mam wejściówek na Motoarenę i nie interesuję się piłką,
Mimo to od testosteronu czasem boli mnie głowa i nie tylko…
To przez ogień w sercu i świadomość uciekającego czasu,
Który uruchamia się po otwarciu oczu i pulsuje w rytmie drumbasów.
Wstawaj z myślą, którą ma w głowie zawodnik w szatni,
Że każdy dzień to mecz, a ten właśnie może być Twój ostatni.