O MNIE

Jest 16. Lipca, wakacje, dzień powszedni,
(A może to jednak była sobota?)
Nic nie zapowiada zbliżającej się tragedii,
W kuchni pali się w rękach robota.

Mama dzielnie zaprawia wiśnie,
Wkłada je do weków po ogórkach
Nagle: jak walnie! Jak nie ściśnie!
Na świat zaczyna pchać się jej córka.

Babcia krzyczy, mały brat płacze,
Tata panika! wszystko wokół rozwala!
Co teraz zrobić?! Nie może być inaczej:
Ijo ijo! Na sygnale do szpitala.

Ten fragment pominę, mimo że ciekawy,
Lecz wybaczcie, to są intymne sprawy.

Niedługo potem rodzę się ja,
Drę się nie wiadomo po co,
Ciężko ogarnąć mnie za dnia
Nie mówiąc o tym co dzieje się nocą.

Łysa złośnica, nie podobam się nikomu,
Chcą mnie uspokoić, każdy robi ile może,
Po tygodniu przywożą mnie do domu,
I od tej pory jest już tylko gorzej… ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz